Po przeczytaniu znakomitego "Kamienia Księżycowego" postanowiłam zapoznać się również z pozostałymi dziełami Wilkiego Collinsa. Pisarz, który był bardzo bliskim przyjacielem Charlesa Dickensa napisał w ciągu swego życia aż 30 powieści, z czego w Polsce wydanych zostało jedynie 3! Collins, który był jednym z najbardziej znanych, najbardziej lubianych, a przez pewien czas nawet najlepiej opłacanych wiktoriańskich beletrystów, teraz wydaje się być pogrążony w mroku zapomnienia. Niestety, jak już wcześniej wspomniałam u nas w kraju zdobyć można tylko 3 książki tego autora - "Kamień Księżycowy", który zrecenzowałam tutaj, "Tajemnicę pałacu w Wenecji", która ma niecałe 200 stron i przypomina bardziej przerośnięte opowiadanie, niż powieść z prawdziwego zdarzenia oraz w końcu "Kobietę w bieli", którą po usilnych staraniach również udało mi się zdobyć.
Akcja utworu toczy się w połowie XIX wieku. Młody nauczyciel rysunku, Walter Hartright, zostaje zatrudniony w roli nauczyciela dwóch sióstr Laury Fairlie i Marian Halcombe w dworze Limmeridge. W trakcie swojej podróży spotyka tajemniczą kobietę w bieli. To spotkanie już na zawsze odmienia jego życie.
Muszę przyznać, że po przeczytaniu mam mieszane uczucia. Sądziłam, że zakończenie będzie bardziej zaskakujące, tak jak to miało miejsce w "Kamieniu Księżycowym". Niestety pod tym względem książka mnie zawiodła. Nie oznacza to jednak, że powieść Collinsa mi się nie spodobała, bo było wręcz przeciwnie. Wydaje mi się tylko, że wszystkie te tajemnice i intrygi, które autor tak skrupulatnie budował na przestrzeni całej historii na końcu zostały potraktowane po macoszemu i zostały wyjaśnione w zbyt prosty i oczywisty sposób. Potencjał był naprawdę spory, ale widocznie panu Collinsowi zabrakło kreatywności, by go w pełni wykorzystać.
Innym mankamentem są zbyt długie opisy, które mogą troszeczkę pomęczyć, ale taki już czar klasyki.
"Kobieta w bieli" to bardzo obszerna (moje wydanie miało ponad 600 stron małym druczkiem) powieść obyczajowa. Obyczajowa powtarzam, a nie kryminalna jak często jest nazywana. Jest tu co prawda pewna tajemnica, która pojawia się na początku i zostaje wyjaśniona na końcu. Co nie czyni jednak tej książki od razu kryminałem. Mimo wszystko to utwór prekursorski, który miał olbrzymi wpływ na wykształcenie się powyższego gatunku. Na łamach powieści możemy znaleźć, co prawda jeszcze niezbyt rozwinięte, ale mimo wszystko wszelkie podstawowe elementy prozy detektywistycznej. Mówi się również, że Wilkie Collins i jego imitatorzy przenieśli grozę gotyckich powieści z starych Włoskich zamków do ciemnych salonów wiktoriańskiej Anglii. Rzeczywiście klimat tajemnicy i dreszczyk emocji towarzyszą nam już od pierwszej strony. Jednak ostrzegam, że osoby spodziewające się czegoś bardzo mrocznego i mocno przesiąkniętego grozą mogą się poczuć rozczarowane.
Podobnie jak w "Kamieniu Księżycowym" narracja składa się z opisów poszczególnych postaci. Autor przyznał, że chciał by jego bohaterowie relacjonowali zdarzenia, w których brali udział, podobnie jak czynią świadkowie zeznający w sadzie.
Jak już wspominałam w recenzji do poprzedniej książki Wielkie Collins jest niedoścignionym mistrzem w kreowaniu bohaterów. Opisani barwnie, zachowując się bardzo często w dość specyficzny i niecodzienny sposób są prawdopodobnie największym plusem całej książki.
W tym utworze brytyjskiego pisarza zachwycają dwie osoby: panna Halcombe i hrabia Fosco. Marian Halcombe jest kobietą silną, rezolutną, pomysłową i gotową do poświęceń dla osób, które kocha. Jest to na pewno jedna z najciekawszych postaci kobiecych epoki królowej Wiktorii. Bohaterka ta tak spodobała się ówczesnym czytelnikom, że Wilkie Collins otrzymywał wiele listów od mężczyzn, którzy chcieli poznać jej prawdziwe dane, by się z nią ożenić. Warto nadmienić, że siostra Laury opisana jest jako raczej nieatrakcyjna kobieta. Jeszcze ciekawiej nakreślona została postać hrabiego. Główny czarny bohater nie jest zwykłym typkiem spod ciemnej gwiazdy, ale bardzo ekscentryczną osobą. Jest sprytny, inteligentny, spokojny, sympatyczny, opanowany i kocha zwierzęta, szczególnie swoje białe myszy. Bohaterowie tej książki zrobili furorę wśród brytyjskiej społeczności. Rodzice lubiący głównego bohatera nadawali swoim dzieciom imię Walter. Główny czarny charakter był również uwielbiany. Fosco stało się ulubioną nazwą dla kotów - a kilka lat później - pseudonimem Oscara Wilde.
Podsumowując "Kobieta w bieli" to ciekawa i wciągająca wiktoriańska powieść zwracająca uwagę na los kobiet tamtej epoki. To utwór napisany pięknym językiem wymagający cierpliwości i sporej ilości czasu. Historia trzyma w napięciu, a niespodziewane zwroty akcji co rusz nas zaskakują. To pozycja dla miłośników starych książek. Nie mogę jej polecić każdemu, gdyż zdaję sobie sprawę, że dla co po niektórych przebrnięcie przez nią mogło by być drogą przez mękę. Mi się podobała. Lubię prozę Wilkiego Collinsa i klimat XIX wieku. Czytanie zajęło mi nieco ponad 2 tygodnie. I żałuję, że tak szybko skończyłam, bo nie prędko będę mogła znów przeczytać coś tego autora. A tak na zakończenie dodam jeszcze jako ciekawostkę, że autor był tak dumny ze swojego dzieła, że kazał je sobie wyryć na nagrobku.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń