sobota, 24 października 2015

"Zakochany Goethe" - czyli o tym jak odpowiednio zmarnować potencjał

 
 
 
Świat filmu uwielbia biografie. Niezwykłe losy artystów, wynalazców, odkrywców i ponadprzeciętnych ludzi inspirują twórców X muzy od samego początku. Nic w tym bowiem dziwnego, w końcu od dawna twierdzi się, że najlepsze scenariusze pisze właśnie życie, a już w szczególności to pełne barwnych przygód i dostatecznej dramaturgii. Widz oczekuje przecież spektaklu, widowiska które w patetyczny sposób ukaże mu rodzącą się krok po kroku osobowość. Film fabularny rządzi się swoimi zasadami: musi ciekawić, trzymać w napięciu, dlatego przed bohaterami stawia się kolejne przeciwności losu, które muszą pokonać, by osiągnąć dany cel – w przypadku biografii sławę i uznanie. Obrazem na kanwie własnego życia może poszczycić się też słynny niemiecki pisarz Johann Wolfgang von Goethe. Reżyser Philipp Stolzl pokusił się o stworzenie obrazu bazującego na jednym z epizodów z życia wielkiego poety – zakazanej miłości, która stała się inspiracją do powstania jego wielkiego dzieła „Cierpień młodego Wertera”.
          
       
 
Oryginalny tytuł dzieła to po prostu „Goethe!”. Za scenariusz odpowiedzialni byli Alexander Dydyna, Christop Muller i Philipp Stolzl. Premiera odbyła się 14 października 2010 roku w Niemczech.
            
 
 
 
 
 
 
Film rozpoczyna się sceną, w której główny bohater – Johann nie zdaje egzaminu na uniwersytecie. Za namową ojca postanawia wyjechać na staż do miasta Wetzlar. Tam poznaje śpiewaczkę Lottę Buff i po pewnym czasie obdarza ją uczuciem. Na drodze do ich szczęścia stają jednak kłopoty finansowe rodziny Lotty.
                 
 
We współczesnych filmach gatunkowych nie trudno o banał. Czy twórcom tej produkcji udało się uniknąć zbytniej szablonowości tak typowej dla kina gatunkowego? Niestety nie. Obraz Stolzla jest do bólu przewidywalny i nie ratuje go ani bogata scenografia ani piękne kostiumy. Za dużo tu elementów rodem z powieści awanturniczej sprowadzających całość do przeciętnego melodramatu. Mimo wszystko i z biografią film ten ma niezbyt wiele wspólnego, jest to bardziej swobodna wariacja bazująca lekko na życiorysie artysty, ale także włączająca w fabułę wydarzenia z „Cierpień młodego Wertera”. Pełna przekłamań i fałszu, mieszająca ze sobą fakty zarówno jednego jak i drugiego, a do tego dodając całkowicie wyimaginowane wydarzenia tworzy nowy, niezależny twór. Rozumiem, że w każdym filmie, nawet tym inspirowanym prawdziwymi zdarzeniami nie może braknąć pewnej dozy fikcji, ale dla mnie było już tego za dużo.
 
 
 

               
 
Całości nie ratuje niestety też aktorstwo. Zabrakło mi charyzmy, aktorzy odgrywają swoje role porządnie i poprawnie, ale bez polotu. Słabo wypada Alexander Fehling na którym spoczęła wielka odpowiedzialność zagrania głównego bohatera - Johann Wolfgang von Goethe. Nie przekonała mnie jego wersja artysty, oczekiwałam dogłębniejszego przedstawienia jego osobowości. Z pośród pozostałych bohaterów najbardziej zainteresował mnie przyjaciel Goethego – Wilhelm Jerusalem dobrze zagrany przez Volkera Brucha.
 

           
 
Przejdę może do zalet, bo i tych można znaleźć kilka. Na pewno zachwycają widza subtelnie ukazane krajobrazy nadające obrazowi klimat melancholii i romantyzmu. Także idealnie wpasowująca się w atmosferę muzyka dodaje tej produkcji charakteru.
      
 
 
 
Niestety „Zakochany Goethe” okazał się filmem marnym, prostym i całkowicie rozczarowującym. Autorzy zamiast wykorzystać olbrzymi potencjał tkwiący w historii postąpili tak, że zamiast pasjonującej opowieści o niezwykłym twórcy otrzymujemy błahą i  niewymagającą historię miłosną z której po seansie nie zostaje nam w głowie nic, ot zwykły melodramat nie wymagający większej refleksji. Jak już wspomniałam film może poszczycić się przyzwoitą warstwą wizualną, jednakże na tym kończą się wszelkie zalety. Wiele do życzenia pozostawia mdła i niedopracowana fabuła, kreacje bohaterów i drętwe dialogi. Zdecydowanie nie polecam.

16 komentarzy:

  1. Szkoda, liczyłam że wyjdzie ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Liczyłam na cos ciekawego i oryginalnego. Trudno

    OdpowiedzUsuń
  3. w takim razie trzeba zostać przy pierwowzorze, chociaż lubię filmy dziejące się w przeszłości, to chyba obejrzę coś innego. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno nie obejrzę. Szkoda mi czasu na takie filmy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam ten film w planach, spodziewałam się wielkiego "wow", ale nie będę marnować czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widziałam ten film i też się zawiodłam :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz już wiem, aby nie oglądać tego filmu, bo mogłaby to być strata czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś mnie ten film nie przekonuje...

    OdpowiedzUsuń
  9. Łaaał, nie sądziłam, że kiedyś przeczytam coś o tym filmie, dość mało popularnym w Polsce, i to jeszcze na Twoim blogu! No nie mogę nie skomentować!
    "Zakochanego Goethego" pragnęłam zobaczyć niezmiernie jakieś dwa lata temu, zaczarowana niemieckimi filmami. Naprawdę, dałbym się wtedy pokroić za wersję z polskim tłumaczeniem, a najlepiej jeszcze z napisami, nie lektorem... I w końcu obejrzałam.
    No i niestety muszę się z Tobą w większości aspektów zgodzić (niestety bo do filmu nadal mam sentyment, nie bo nie chcę się z Tobą zgadzać z zasady czy coś ;))). Przede wszystkim naprawdę słaba kreacja Goethego, jak pisałaś, strasznie płytka. Wilhelm też najbardziej zapadł mi w pamięć, razem z Lottą, choć momentami mocno mnie denerwowała. Ogólnie ten film był strasznie wydumany, momentami albo brakło akcji, albo działo się za dużo na raz i wszystko stawało się niezrozumiałe...
    Cóż, jednak mimo wszystko nadal pozostaje sentyment i nie mogę się przekonać do otwartego określenia "Zakochanego Goethego" filmem złym, choć z drugiej strony raczej bym go nie polecała... to skomplikowane :'))
    W każdym razie bardzo podoba mi się Twoja recenzja, fajnie mi się ją czytało. :))
    Pozdrawiam,
    terpsychorka

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba obejrzę - ale jedynie dla kostiumów :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wielka szkoda. Miałam nadzieję, że ten film jest lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapamiętam, żeby go nie oglądać, i tak zbyt duża jest już lista filmów, na które mam ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie przekonałaś mnie do filmu i na pewno nie poświęcę czasu na ten film.

    OdpowiedzUsuń
  14. Na początku chciałam obejrzeć... ale teraz już mi przeszło :D

    OdpowiedzUsuń