"Last night I dreamt I went to Manderley again."
Tymi właśnie słowami rozpoczyna się książka Daphne du Maurier, ale również ekranizacja tego dzieła w reżyserii samego Alfreda Hitchcocka. "Rebecca", bo o niej oczywiście mowa, to film, który od bardzo dawna mnie interesował. Uważany jest w końcu za jedną z najlepszych produkcji mistrza suspensu. Wstyd więc takiej klasyki nie znać. A że ja już jakiś czas temu miałam okazję przeczytać książkę na której podstawie powstał i nie będę ukrywać, że powieść Daphne du Maurier wywarła na mnie dość duże wrażenie, z tym większą ciekawością chciałam sprawdzić jak z przeniesieniem na ekran tego niezwykłego utworu poradził sobie jeden z moich ulubionych reżyserów.
Opis:
Młoda, naiwna kobieta pracująca w roli damy do towarzystwa poznaje w luksusowym kurorcie przystojnego Maxima de Winter. Kobieta szybko się w nim zakochuje. Niespodziewanie proponuje on jej małżeństwo, na co bohaterka bez wahania przystaje i wprowadza się do jego ogromnej posiadłości. Na ich szczęściu kładzie się jednak cień tragicznie zmarłej pierwszej żony pana młodego.
To już moje trzecie spotkanie z twórczością brytyjskiego reżysera. I muszę stwierdzić z całą stanowczością, że każde kolejne jest coraz bardziej udane. Po komedii i filmie szpiegowskim przyszła kolej na ponury gotycki dreszczowiec. Tym razem Hitchcock wziął na warsztat bardzo popularną w 1938 roku powieść psychologiczną pt. "Rebecca". Wcześniej, w roku 1939, przebywając jeszcze w swojej ojczyźnie również sięgnął po prozę du Maurier podczas realizacji filmu "Oberża Jamajka". Nie widziałam jeszcze ani filmu, ani książki, ale zarówno jedno, jak i drugie bardzo chciałabym kiedyś poznać. Podobno liczne różnice wprowadzone w filmie względem oryginału tak zdenerwowały pisarkę, że początkowo rozważała ona odebranie praw reżyserowi do realizacji kolejnej adaptacji jej książki. Na szczęście Hitchcock dostał zakaz zbytniego odbiegania od pierwowzoru i dlatego można przyznać, że mimo niewielkich różnic produkcja ta pozostała dość wierna wizji du Maurier.
Jak już na samym początku wspomniałam przed seansem znałam już powieść na której podstawie powstała "Rebecca". Dzieło to często klasyfikowane jako powieść gotycka jest moim zdaniem bardziej bliższe utworom psychologiczno - obyczajowym. Z drugiej jednak strony takie elementy jak stara posiadłość Manderley, udręka głównej bohaterki i atmosfera ciągłego zagrożenia sprawiają, że przymiotnik "gotycka" jest tu jak najbardziej na miejscu. Mimo, że książkę czytałam już jakiś czas temu, to do dzisiaj pamiętam ten niezwykły klimat, który autorce udało się stworzyć. Niepokój, napięcie, strach to wszystko dozowane stopniowo towarzyszy nam od samego początku, aż do zaskakującego zakończenia, które wciska w fotel i pozostawia człowieka w całkowitym osłupieniu, tak przynajmniej było w moim przypadku. W życiu nie spodziewałam się czegoś takiego. Chylę więc czoła za pomysłowość, bo mnie zaskoczyć wcale nie łatwo. Świetnym chwytem było również zastosowanie w utworze narracji pierwszoosobowej. Dzięki temu śledzimy cały czas myśli i uczucia bohaterki, patrzymy na wszystkie wydarzenia jej oczami i jesteśmy bezpośrednimi świadkami rozwoju jej obsesji. Świetny trik, który bardzo dobrze sprawdził się w książce, był niestety niemożliwy do odtworzenia na filmie. I właśnie tego podczas oglądania bardzo mi brakowało.
Jak już na samym początku wspomniałam przed seansem znałam już powieść na której podstawie powstała "Rebecca". Dzieło to często klasyfikowane jako powieść gotycka jest moim zdaniem bardziej bliższe utworom psychologiczno - obyczajowym. Z drugiej jednak strony takie elementy jak stara posiadłość Manderley, udręka głównej bohaterki i atmosfera ciągłego zagrożenia sprawiają, że przymiotnik "gotycka" jest tu jak najbardziej na miejscu. Mimo, że książkę czytałam już jakiś czas temu, to do dzisiaj pamiętam ten niezwykły klimat, który autorce udało się stworzyć. Niepokój, napięcie, strach to wszystko dozowane stopniowo towarzyszy nam od samego początku, aż do zaskakującego zakończenia, które wciska w fotel i pozostawia człowieka w całkowitym osłupieniu, tak przynajmniej było w moim przypadku. W życiu nie spodziewałam się czegoś takiego. Chylę więc czoła za pomysłowość, bo mnie zaskoczyć wcale nie łatwo. Świetnym chwytem było również zastosowanie w utworze narracji pierwszoosobowej. Dzięki temu śledzimy cały czas myśli i uczucia bohaterki, patrzymy na wszystkie wydarzenia jej oczami i jesteśmy bezpośrednimi świadkami rozwoju jej obsesji. Świetny trik, który bardzo dobrze sprawdził się w książce, był niestety niemożliwy do odtworzenia na filmie. I właśnie tego podczas oglądania bardzo mi brakowało.
Produkcja Hitchcocka to film intrygujący, wciągający i niebanalny. Nie jest to horror, ale moim zdaniem dobrze oglądać "Rebeccę" w nocy, gdy za oknem szaleje zawierucha, a wiatr szarpie gałęzie drzew. Dzięki temu jeszcze bardziej będziemy w stanie wczuć się w ponurą atmosferę. Reżyser buduje napięcie stopniowo, umiejętnie dozując nagłe zwroty akcji, tak, że widz nie może ani na chwilę oderwać się od oglądania. Pisałam, że nie jest to horror, a jednak nie raz podczas seansu po plecach przebiegł mi lekki dreszczyk. Nie ma krwi, ale jest nastrój. Hipnotyczny, można by nawet powiedzieć trochę psychodeliczny. Reżyser wprowadza nas do ciemnego i ponurego świata, w którym wydaje się, że wszystko stopniowo prowadzi do nieuchronnej tragedii.
W rolę drugiej pani de Winter wcieliła się Joan Fontaine, która trzeba przyznać wypadła doskonale. O rolę tą ubiegała się także Vivien Leight, jednak reżyser uznał ja za zbyt piękną i wyrafinowaną. Główna bohaterka to kobieta o raczej przeciętnej urodzie, jest nieśmiała i naiwna. Fontaine w znakomity sposób oddała uczucie strachu i osaczenia, które odczuwa grana przez nią postać. Jej gesty, mimika, przestraszone spojrzenia i sposób poruszania się wszystko to idealnie portretuje postać żony Maxima.
Bardzo podobała mi się także kreacja Judith Anderson, która niezwykle przekonująco odegrała rolę gospodyni posiadłości państwa de Winterów. Jest chyba jeszcze bardziej demoniczna i szalona niż w książce, co mocno mnie ucieszyło, bo to chyba najciekawsza postać w całym filmie. Niby spokojna i usłużna, a tak naprawdę nieobliczalna. Bardzo ciekawy czarny charakter. W ogóle cała obsada została dobrze dobrana, według mnie wszyscy spisali się znakomicie.
Nie bez znaczenia jest też stara posiadłość należąca do rodziny Maxima w której rozgrywają się większa część filmu. Manderley to miejsce piękne, dostojne, ale zarazem mroczne i upiorne. Pośród murów tej starej budowli ukrytych jest wiele ciemnych tajemnic. Można odnieść wrażenie, że duch Rebeki nawiedza wciąż to miejsce i utrudnia życie tym, którzy tam nadal mieszkają, zwłaszcza drugiej pani de Winter.
Co cię zaś tyczy strony wizualnej, to wielu zapewne uzna, że scenografia jest sztuczna i za bardzo teatralna, mi jednak to wszystko wcale nie przeszkadzało, a powiem nawet więcej, jak dla mnie sprawiło to, że film był jeszcze bardziej mroczny i sprawiający wrażenie snu.
Mam nadzieję, że tych którzy jeszcze nie widzieli jeszcze tego filmu zachęciłam do obejrzenia. Także bardzo polecam książkę, która może i największym arcydziełem nie jest, to jednak warto po nią sięgnąć.
Dzisiaj jest w takim razie odpowiedni dzień na film, pada i wieje wiatr. Szkoda, że nie przeczytałam wcześniej książki.
OdpowiedzUsuńO tak taka aura znakomicie wpasowuje się do atmosfery filmu. Jednak rzeczywiście lepiej wcześniej zaznajomić się z książką ;-)
UsuńLubię oglądać filmy Hitchcocka, ale tej książki nie czytałam.
OdpowiedzUsuńOj to koniecznie ją przeczytaj ;)
UsuńKoniecznie muszę obejrzeć :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zachęciłam ;)
UsuńZaczytywałam się w nim kiedyś;) a teraz sobie odpuszczę
OdpowiedzUsuń;)
UsuńJak najbardziej zachęciłaś mnie do obejrzenia ekranizacji i przeczytania książki. Wstyd się przyznawać, ale słyszę o nich pierwszy raz w życiu!
OdpowiedzUsuńW takim razie widzę, że mi się udało przekonać do zobaczenia tego niezwykłego filmu ;-)
UsuńJa oglądałam nowszą wersję i książkę tez bym chętnie przeczytała, bo historia jest ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam zamiar obejrzeć inne ekranizacje, by móc porównać, która jest najlepsza. A książkę jak najbardziej też polecam, ale jako, że oglądałaś już wcześniej film, to zakończenie Cię nie zaskoczy ;)
UsuńNic jeszcze Hitchcocka nie czytałam ani nie oglądałam, ale ciekawi mnie jego twórczość więc pewnie kiedyś po coś w końcu sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam, bo to naprawdę dobry reżyser ;-)
UsuńFilmy kocham, ale książki nie czytałam, może spróbuję :)
OdpowiedzUsuńPod niektórymi względami wydaje mi się nawet ciekawsza ;-)
UsuńFilm jest świetny, bardzo mi się podobał, zwłaszcza fenomenalny klimat. Niestety nie czytałam książki i nie wiem kiedy przeczytam, bo nie ma jej w mojej bibliotece :/
OdpowiedzUsuńKlimat jest rzeczywiście doskonały. Taki mroczny i tajemniczy ;-)
UsuńFilm jest świetny! Po seansie miałam zabrać się też za książkę, ale postanowiłam odczekać, aż film mi się zatrze w pamięci. ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, czytanie książki od razu po seansie może trochę popsuć jej odbiór, dlatego warto troszkę poczekać ;-)
UsuńBardzo lubię twórczość pisarki Daphne Du Maurier, podoba mi się to w jak subtelny sposób tworzy mroczny klimat. Niestety, ani Rebeki ani Oberży Jamajka nie udało mi się nigdzie zdobyć. Mówię oczywiście o literackich pierwowzorach, bo filmy widziałem i bardzo sobie cenię, chociaż nie zaliczam do najlepszych dzieł mistrza suspensu. Widziałem ponad 30 filmów Hitcha i najlepsze to on kręcił w latach 50, natomiast z lat 40 to najbardziej mi się podobał "Cień wątpliwości" z Teresą Wright w gł. roli.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie widziałam żadnego filmu Hitcha z lat 50, ale staram się stopniowo uzupełniać swoje braki. ;-)
UsuńNajpierw zapoluję na książkę, później z chęcią obejrzę film :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to odpowiednia kolejność ;)
UsuńA ja o filmie pierwszy raz słyszę. Wstyd.
OdpowiedzUsuńWażne, że w końcu usłyszałaś :)
UsuńWstyd nie oglądać, a co dopiero nie słyszeć jak w moim przypadku. W zeszłym roku będąc nie akademii filmowej ze szkołą przekonałam się do czarno-białych filmów, gdyż do tej pory sądziłam, że nie trafią w mój gust przez pryzmat innej rzeczywistości, teraz wiem, ze warto spróbować, więc za filmem popatrzę, a może za innymi produkcjami tego pana. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Też tak miałam, że uważałam, filmy czarno-białe za relikt przeszłości, który nie może się podobać współczesnym widzą. Tak sądziłam do całkiem niedawna, aż zobaczyłam film, dzięki któremu całkowicie zmieniłam moją opinię na ten temat ;-)
UsuńWydaje mi się, że kiedyś oglądałam kawałek filmu chociaż w sumie teraz nie jestem do końca pewna czy to był ten film... Tak czy inaczej najpierw poszukam książki a potem z chęcią go obejrzę ;)
OdpowiedzUsuńpusta-szklanka.blogspot.com
Widzę, że wszyscy zgodnie trzymają się zasady, że najpierw książka, a dopiero potem film. ;-)
UsuńBardzo lubię ten film, książka faktycznie nie należy do najlepszych, ale również się z nią zapoznałam ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka ma rzeczywiście pewne mankamenty, ale mimo wszystko mam do niej pewien sentyment ;-)
Usuń