Wróciłam, znowu po dwu tygodniowej przerwie. Od mojego ostatniego postu minęło już co prawda trochę czasu, ale ja tego jakoś specjalnie nie odczułam. Jestem w prawdziwym szoku jak ten czas błyskawicznie leci. A ja jak na złość mam jeszcze więcej do roboty. Na szczęście udaje mi się czasami znaleźć jakąś małą chwilkę, by sobie trochę poczytać, bo czy tego chcę czy nie, ale bez książek to ja długo nie przeżyję. Takie małe uzależnienie, ale na szczęście nie groźne. Tym razem mam zamiar opowiedzieć wam trochę o powieści Joanny Bator "Ciemno, prawie noc". Jak widać znowu sięgnęłam po współczesną polską powieść. I znowu też jest ona napisana przez kobietę. Zauważyłam bowiem, że wśród przeczytanych przeze mnie utworów dominują te autorstwa panów. Więc postanowiłam sobie poczytać trochę prozy polskich pisarek. Podobnie jak poprzednio do sięgnięcia po tą książkę skłoniła mnie też bardzo klimatyczna okładka. Równie mroczna i tajemnicza. Także opis wydał mi się niezwykle intrygujący: